poniedziałek, 2 stycznia 2012

strażnik sensu



Czas wykapuje z łyżeczki, zatrzymuje się w zagłębieniu dłoni. Palce gonią lepkość, powstrzymując powrót. W świecie równoległym nie ma żadnej tajemnicy. Równe szufladki wysuwają się tylko w jedną stronę, tę właściwą. Strażnik milczy, wolałby zamknąć oczy i powędrować w labirynt snów – bez wyjścia, bez ścieżki, bez ścian nawet, na których dałoby się postawić znaki. Ten świat bez kierunku, gdzie góra nie różni się od dołu, lewo od prawa. Tył i przód nie istnieją. Figurują w słownikach jako białe karty dziejów.
 

Nowa wieża babel z dziurami w pamięci. Puste miejsca po słowach ozdabiane bladymi kwiatami. Przy niektórych nie napisano nawet daty śmierci. Odkrył to niedawno. Każdej nocy znika jedno słowo. Być może jedno się pojawia, albo nawet więcej, ale nie ma to większego znaczenia. Nie przestaje przecież rozpaczać matka, że umarło jej dziecko, nawet kiedy świętuje narodziny kolejnego.

Ten brak słowa jest bólem nieuleczalnym i nie wiadomo, kiedy to wszystko się zaczęło i czy w ogóle miało początek. Słowo znika absolutnie. Jeśli nie dzieje się to samoistnie, jeśli ktoś za tym stoi, to jest to zabójstwo doskonałe. Nie pozostaje najmniejszy ślad. We wszystkich księgach, wszystkich zapiskach, gdziekolwiek stoją litery, tamtego słowa już nie ma. Pustka, próżnia, nic. Właśnie. Nic to najlepsze określenie. Nic, żadnej przeszłości, wspomnienia, nieba, piekła, drugiego żywota. Słowa nie reinkarnują.

Postanowiłem zostać Strażnikiem. Zaludniamy pustynię, żyjemy niczym zakonnicy, poświęcając całe swe istnienie ich ochronie. Wybraliśmy to miejsce, bo tu pod dostatkiem mamy budulca potrzebnego by skonstruować pamięć, a jednocześnie ten pusty bezmiar piasku ułatwia koncentrację, nie ma niczego, co by rozpraszało, odciągało uwagę od spraw najważniejszych. Już wybrałem. Jedno z tych, które ocaleją. Zbudowałem wielkie litery z piasku, siedzę jak budda i wpatruję się w wypukłości usypane przed moimi oczyma, i nie śmiem odwrócić wzroku. Często poprawiam moje dzieło, porządkuję niesforne ziarenka, opadające niedbale w dążeniu do chaosu. Panuję nad nimi. Ja tu trzymam władzę. Kiedy mam straż, nie śpię i nic właściwie nie robię poza troską o czytelność linii piaskowych znaków i pamięcią znaczenia, jedynego w swoim rodzaju. Jest nas czterdziestu trzech. Zmieniamy się z przerwami na sen, jedzenie, odpoczynek.

Kiedy zamykam oczy, wciąż widzę swoje słowo, śnię bukiet znaczeń. Śpię, potem budzę się, idę zastąpić zmiennika, oddaję hołd temu, który dał słowu nowy dzień. Wierzę w jego nieśmiertelność. Że po mnie przyjdą inni, którzy będą strzec wieczności. Moje słowo jest piękne. Ma dokładnie tyle liter, ile powinno i każda na swoim miejscu. Najbardziej lubię na nie patrzeć wieczorem, kiedy rzuca cień. Z tego miejsca widzę mych towarzyszy. W nocy jaśnieją ognikami w oddali, każdy samotnie, ze swoim skarbem.

3 komentarze:

  1. Ciekaw jestem, ilu z nas nieświadomie staje się takimi strażnikami... Niekoniecznie słowa muszą tu być tymi Ważnymi Obiektami Ocalanymi Od Zapomnienia, być może to jest obrazek, emocja, relacja...

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy? :)
    Tak nie widziałam, zapatrzona jednak w słowa. Przeczytałam sobie raz jeszcze.
    Musi być coś niezmiernie ważnego, żeby podjąć o to walkę z chaosem. I to przecież na chwilę tylko...
    Teraz bliższe mi jest wyobrażenie strażnika, któy wiruje w tańcu. I potrafi odnaleźć w wirowaniu takie miejsce, które się nie porusza

    OdpowiedzUsuń
  3. To piękna idea :) I stara jak świat - pępkiem świata musiał ustanowić się szaman, by mieć moc wpływania na Kosmos. Podobnym zdaje się też mistrzowskie uosobienie TAO.

    OdpowiedzUsuń