piątek, 28 grudnia 2012

blisko


zamykam oczy
i tańczymy
dłońmi
skórą
ciałem
jestem
szeptem
dotykiem
tobą jestem
pod
skórą
moich dłoni

w kieszeni płaszcza
kamień
niosę z lasu
żeby mnie
trzymał blisko
ziemi

albo

śnię albo
jestem
śniona

jestem
albo
poza poręczą
mostu
przemieniam
mgłę
w bezruch
między
istotami

myśl


jesteśmy rybakami
bez złotych rybek
siedzimy daleko od wody
rzucamy niewidoczne haczyki
na przezroczystych nitkach
bez celu
trafiają

w ciszy
patrzę

słoneczne kręgi
oddalają się od źródła

przepływa przeze mnie
fala twojego oddechu

a za nią jeszcze
moja
myśl
o oddechu

sobota, 22 grudnia 2012

bajka


Opowiedziałam sobie bajkę o Tobie. Zaczęło się jak zwykle od za górami, za lasami. I już tam pozostało. Opowieść trwała tak długo, że nawet Laurze wydało się to niewiarygodne. Niezwykłe było w tej bajce to, że nic się nie wydarzało, a kiedy nie ma fabuły, słowa zamieszkują nieznane im wcześniej krainy. Czasowniki śpią. Słowa nabierają kształtów i barw, jakby kreśliły je miękkie pociągnięcia pędzla. Malowane chmury na niebieskim tle.

Ostatnia scena jednego z rozdziałów rozgrywa się w pustej przestrzeni. Rozglądam się i widzę, że nie ma tu już nikogo. Stoję, patrzę. Pusto. Jest tyle miejsca. Czuję impuls do tańca. Kiełkuje ruch. Nie spieszę się, jeszcze stoję.

Zostawiam słowa, idę do kuchni, stopy marzną od tych płytek. Mieszam w garnku, próbuję, dodaję szczyptę soli. Obrane jarzyny płuczę pod strumieniem wody. Kroję marchewkę i lekko się uśmiecham. Wzrusza mnie marchewka. Zawsze, kiedy kroję jarzyny na zapałki, spotykam wspomnienie. Zawsze, kiedy w ten sposób kroję jarzyny. Ze snu. Stopy mi marzną.

wtorek, 18 grudnia 2012

mgnienie

czasem
brakuje mi
słów żeby być
i tylko
zamiast
dotykam poręczy
mostu wiatr
wieje zamykam
oczy otwieram
usta połykam
mgłę
w dole płynie
miasto
słyszę

niedziela, 16 grudnia 2012

piątek, 14 grudnia 2012

droga

Jak podejść blisko, do siebie, do ciebie. Do ciebie istniejącego i do ciebie stworzonego. Bo przecież stwarzam. Nieustająco stwarzam i aż kawa mi stygnie od tego stwarzania. A ciebie jak nie było, tak nie ma. Przestrzeń opustoszała, dotykam gładkich jej ścian, falują. I skóry dotykam, żeby bardziej istnieć w tym świetlistym świecie.

Powierzchnia wody ucichła już po wszystkich sztormach, unosi mnie, miękko. Jestem. Kołyszę się, wiem już, że mogę płynąć sama tam dokąd zechcę. Tylko róża wiatrów wciąż nie rozkwita w ten zimowy czas. Wiatr maluje zmarszczki dookoła. W każdym kierunku ten sam horyzont. Rozglądam się, zamykam oczy, znowu się rozglądam. W ciemności rysuje się droga jak sen. Droga do miejsca, które zna ktoś, kim byłam wtedy, kiedy nie pamiętam. Rytm, kroki po spirali.

Na języku dobra gorycz kawy. Spotykam cynamonowy zapach. Wypijam ostatni łyk i widzę siebie na dnie czarnego kubka. Uśmiecham się. Otwieram oczy.

wczoraj

jesteś jak księżyc
ani blisko ani daleko
ani światło ani kamień
ani pełny ani nic

ja tylko widzę
rytm
kosmosu