środa, 28 grudnia 2011

Laura i wiatr


Najpierw przeszła przez zimny strumień, a może to raczej strumień przeszedł przez nią. Wzdłuż zimnego nurtu, głową w stronę źródła, na płytkim piaszczystym dnie, obmywana rwącym potokiem, długo leżała. Woda czysta jak oddech, sięgający stóp.
Potem wyszła na brzeg, rozpaliła ogień, usiadła na ziemi i patrzyła w płomienie, które łapczywie obejmowały drewno. Iskry. Zapach dymu. Sama, bez słowa. Słońce opadało coraz niżej. Zobaczyła górującą ponad drzewami jasną skałę i wspięła się na nią. Stanęła mocno, spokojnie. Poczuła ciepło i wiatr na twarzy. Podniebny ruch powietrza uderzał w skórę. Włosy jak żagle. Patrzyła w kierunku zachodnim tak jakby nic tam nie było, a jednocześnie było wszystko. Niebo poczerwieniało. Wiatr nie ustawał. Ona w górze, nieruchomo, piękna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz