sobota, 16 lipca 2016

wolność zapominania


Zapominam... tak wiele zapomniałam. Sama nie wiem, czy to dobrze, czy nie. Gdybym wiedziała, ile już... łatwiej może byłoby to pojąć. A tak...
Każdy istotny krok jest zapominaniem.
Dwa najważniejsze to narodziny i śmierć. Oba niełatwe.
Zapominając tracę kontrolę nad tym czymś, co wcześniej było objęte umysłem, doświadczeniem, świadomością.
To coś spada w studnię bez dna i tylko echo niesie się w górę tego spadania.
I może nawet kiedyś później nie wiadomo czy góra to czy dół.
Kiedy się rodzę, nie wiem nic. Mam nic nie wiedzieć, tylko być w tym. Ruch i ból w nieznane. Opuścić jaskinię ciała, która mnie opuszcza. Złapać powietrze, szorstkie, zimne, nowe. Zobaczyć tę twarz. Rozpoznać niewidzianą.
Zapomnieć i uczyć się. Układać usta, dłonie, poruszać, dotykać, sięgać, powtarzać. Aż ruchy, kształty staną się znane, oswojone. Słyszeć dźwięki i doklejać do nich magię słów. Znaczyć coraz więcej. Stracić istotę na rzecz znaczenia.
Budować ze słów, doznań, ludzkich gestów, dłoni, form zwierzęcych, kamiennych, wodnych, wietrznych, przyjaznych i groźnych, dozwolonych i zakazanych. Gryźć i chować kły. Uśmiechać się i znajdować odpowiedź w czyichś oczach. Być dla kogoś odpowiedzią na najważniejsze pytania.
Budować i kruszyć. Zapominać. Wciąż od nowa.
Do końca.

Zapomnieć wreszcie całkiem. Pozostać wolnym w spadaniu w ostatnią studnię [wolność w spadaniu można ćwiczyć po drodze, nie łapiąc się ścian, tylko pozwalając grawitacji, żeby ona była.] Na końcu końców zobaczyć swoją i tylko swoją twarz i może nawet zdziwić się, że to właśnie ta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz