piątek, 19 lipca 2013

Laura i brama


Laura leży w ciszy, sama na łóżku wielkim jak plaża. Jest ciepło. Okna otwarte, wiatr owiewa skórę. Dłonie błądzą bezwiednie, snują się w rytm myśli.  To zapalają się, to gasną, miękko.

Chwila wykradziona światu, który potrzebuje uzasadnienia dla tego, żeby istnieć, działać.

W pokoju pachnie kawą, kobietą, snem.

We śnie zapach mężczyzny, podchodzi coraz bliżej. Ten sen jest ze słów. Ona już wie, że potrafi ich dotknąć.

Od słowa do ciała jest kilka kroków, stopami po ziemi.

Dotyka stopą stopy. Skóra szorstka i gładka, ich spotkanie, prawej z lewą.

Mężczyzna ze snu, na jego brzuchu świeży owoc wiśni. Kropla soku powoli wsiąka. Usta Laury jeszcze nie czerwienią. Nie dotykają. Zapach jest słowem.

Usta rozchylone, otwierają się i zamykają. Słowa otwierają i zamykają drogę, stopami po ziemi.

Ona wie, że tam, z kolejnym krokiem, zaczyna się przestrzeń, w której oddech przyspiesza, porywa ludzkie istnienia. Zawrót głowy, utrata zmysłów, koniec słów. Początek wszystkiego. Chwila, która zna bramę, wejście, ale nie zna całej reszty. Tam w konarach wysoko szeleszczą liście. Ożywają, karmią zielenią błękit.

To mogłoby się wydarzyć. Mogłoby być.

Spłoniesz. Nie masz innej drogi przed sobą.

Żeby mogło wyrosnąć to drzewo, ogień musi spalić wszystko, odsłonić ziemię. Zmieść z jej powierzchni stare mury strachu.

Laura budzi się. Pod palcami pień, twarde zmarszczki kory. I mocne ramię pod zagłębieniem szyi.

2 komentarze: