Zapominam...
tak wiele zapomniałam. Sama nie wiem, czy to dobrze, czy nie. Gdybym
wiedziała, ile już... łatwiej może byłoby to pojąć. A tak...
Każdy
istotny krok jest zapominaniem.
Dwa
najważniejsze to narodziny i śmierć. Oba niełatwe.
Zapominając
tracę kontrolę nad tym czymś, co wcześniej było objęte umysłem,
doświadczeniem, świadomością.
To coś spada w studnię bez dna i tylko echo niesie się w górę tego spadania.
I może nawet kiedyś później nie wiadomo czy góra to czy dół.
To coś spada w studnię bez dna i tylko echo niesie się w górę tego spadania.
I może nawet kiedyś później nie wiadomo czy góra to czy dół.
Kiedy
się rodzę, nie wiem nic. Mam nic nie wiedzieć, tylko być w tym.
Ruch i ból w nieznane. Opuścić jaskinię ciała, która mnie
opuszcza. Złapać powietrze, szorstkie, zimne, nowe. Zobaczyć tę
twarz. Rozpoznać niewidzianą.
Zapomnieć
i uczyć się. Układać usta, dłonie, poruszać, dotykać, sięgać,
powtarzać. Aż ruchy, kształty staną się znane, oswojone. Słyszeć
dźwięki i doklejać do nich magię słów. Znaczyć coraz więcej.
Stracić istotę na rzecz znaczenia.
Budować
ze słów, doznań, ludzkich gestów, dłoni, form zwierzęcych,
kamiennych, wodnych, wietrznych, przyjaznych i groźnych, dozwolonych
i zakazanych. Gryźć i chować kły. Uśmiechać się i znajdować
odpowiedź w czyichś oczach. Być dla kogoś odpowiedzią na
najważniejsze pytania.
Budować
i kruszyć. Zapominać. Wciąż od nowa.
Do
końca.
Zapomnieć
wreszcie całkiem. Pozostać wolnym w spadaniu w ostatnią studnię
[wolność w spadaniu można ćwiczyć po drodze, nie łapiąc się
ścian, tylko pozwalając grawitacji, żeby ona była.] Na końcu
końców zobaczyć swoją i tylko swoją twarz i może nawet zdziwić
się, że to właśnie ta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz